Strony

11/07/2013

JOURNALS | I love you... England? (Kocham Cię jak... Anglię?)


*** Jeśli chcesz przeczytać polską wersję tego tekstu, kliknij VIEW MORE poniżej.

Before I first came here, I felt like Big Ben, red telephone boxes and disgusting English breakfast were all the UK was about. I had no clue how the city looked like, I guess I was expecting to see New York more than London. On top of that, Stansted Airport that I've been landing at was 25 km outside the city and 50 km from the actual City. As you can assume, my 'great expectations' and visions have been blown away with no mercy. The area I lived in, which was Whitechapel, was not helping either. The Bangladeshi borough known for 'Jack the Ripper' murders in the 19th century wasn't too friendly. On the other hand, the best thing to happen to me at that time was working at the Olympics. I met fantastic people from all over the world, had a small talk with Polish volleyball team, said hello to Aga Radwanska. Also, meeting such people as Serena Williams and Usain Bolt was nothing unusual. This experience which taught me how to be self-reliant and independent, in the foreign country, with no family and no friends was undoubtedly worth being up at 5am and going back home at 5pm. Had someone asked me to do it again, I wouldn't be wondering - absolutely yes.

From the perspective of time that I've spent here and what I've learnt I see a couple of things differently now when thinking of the UK and London. I see a city that gives you plenty of opportunities, confidence and self-awareness. You suddenly become overwhelmed by dozens of ideas and plans for your future, not necessarily just bound with this place. Living far from home not only lets you find where you want to be but also where you don't. I see a city so big and diverse that it is nearly impossible to explore everything and get everywhere and it may sometimes take a couple of hours to get to work or school. I see a city where people are smiling and being friendly at all times, an old man passing you by will politely ask how was your day and the lady at the shop will be dying to know where did you get that beautiful purse - people are just nice to each other, without a reason. But London is also a city of individualists, people are not likely to make friends, keep focusing on their careers instead, taking care of their own business. If you just get used to it and start doing the same, you'll be fine (unless you won't :)).

If I had to express how does 'my London' look and feel like, I'd say that it's crowded, fast and sometimes too gloomy but it leaves you with unlimited possibilities on creating yourself and the world around you exactly the way you want it to be. And if I had to choose my favourite place to spent time in London I'd pick Notting Hill, borough of coloured houses, beautiful closed gardens and Portobello Road, the famous street market in London. It's the most powerful place to make dreams and plans, even in heavy rain.




Zanim tu przyjechałam, Wielka Brytania kojarzyła mi się głównie jak każdemu z Big Benem, czerwonymi budkami oraz paskudnym angielskim śniadaniem. Nie miałam zupełnie pojęcia jak wygląda miasto, chyba spodziewałam się bardziej Nowego Jorku niż Londynu. Na dodatek lotnisko Stansted, na którym lądowałam znajduje się 25 km poza granicami Londynu i aż 50 (sic!) od jego centrum. Jak więc łatwo się domyślić, moje wielkie oczekiwania i wizje zostały bezlitośnie rozwiane. W przetrwaniu pierwszych tygodni nie pomogło też miejsce, w którym mieszkałam przez jeszcze kilka kolejnych miesięcy- Whitechapel, znane jako "dzielnica Bangladeshi", w której pod koniec XIX wieku mordował legendarny "Jack the Ripper", czyli po prostu "Kuba Rozpruwacz". Z kolei najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała podczas tego okresu była niewątpliwie praca przy Olimpiadzie. Poznałam mnóstwo ludzi z całego świata, zamieniłam parę słów z polskimi siatkarzami, przywitałam się z Agą Radwańską, na porządku dziennym było też mijanie się z takimi osobami jak Serena Williams czy Usain Bolt. Było to doświadczenie, które nauczyło mnie samodzielności i niezależności tutaj, w obcym kraju, bez rodziny i przyjaciół, niewątpliwie warte wstawania o 5 rano i wracania o 17. A jeśli ktoś zapytałby mnie czy zrobiłabym to jeszcze raz, bez wahania odpowiedziałabym, że tak.


Teraz, kiedy myślę o Wielkiej Brytanii, a konkretnie o Londynie z perspektywy czasu i tego, czego się nauczyłam, widzę kilka rzeczy. Londyn to miasto, które daje mnóstwo możliwości, w którym nabierasz pewności siebie i samoświadomości, przychodzą ci do głowy dziesiątki pomysłów i planów na życie, niekoniecznie tutaj, bo przecież żyjąc gdzieś, nie tylko uświadamiasz sobie czego chcesz, ale też czego nie chcesz. Miasto, które jest tak wielkie i tak różne, że nie sposób zobaczyć każdego miejsca, a podróż do pracy czy szkoły może trwać nieraz kilka godzin. Miasto, w którym ludzie są uśmiechnięci i przyjaźni, mijający cię starszy pan z uśmiechem zapyta jak ci minął dzień, a pani w sklepie będzie chciała dowiedzieć się skąd masz tę piękną torebkę. Tutaj każdy jest dla każdego miły, ot tak. Ale jest to też miasto indywidualistów, ludzie nie są skłonni do zawierania przyjaźni, skupiają się na własnej karierze, dbają raczej o swoje interesy. Wystarczy więc przyjąć to do wiadomości i... zacząć robić to samo.


Gdybym musiała nakreślić jak wygląda "mój" Londyn, powiedziałabym, że jest bardzo zatłoczony, szybki i często zbyt szary, ale daje niezliczone możliwości na wykreowanie siebie i własnego otoczenia dokładnie takim, jakim chcemy aby było. Natomiast gdybym miała pokazać moje ulubione miejsce w tym mieście to byłoby to Notting Hill, dzielnica kolorowych domków, pięknych ogródków i słynnego marketu na Portobello Road. To najlepsze miejsce na snucie marzeń i planów, nawet przy padającym deszczu.

1 comment: